Ogromną sensację wśród kierowców i przechodniów wzbudza starszy mężczyzna, który wybudował sobie koczowisko w miejscowości, Jałowęsy niedaleko drogi Kielce – Opatów. Starszy człowiek siedzi w niewielkim, własnoręcznie skleconym namiocie i tam ogrzewa się przy pomocy małego i prymitywnie zrobionego palnika. Obok wala się sterta śmieci, które koczownik uważa za swoje skarby. Starszemu człowiekowi nie straszny jest nawet siarczysty mróz i śnieg.
– Panie ja już tak pięćdziesiąt lat chodzę po Polsce od wsi do wsi – mówi Eugeniusz Chlewicki, koczownik z Jałowęsów.- Na wiosnę stuknie mi 76 lat, a wybrałem taki styl życia, bo mi się tak podobało. Od zawsze mnie nosiło i nigdy dłużej nie zagrzałem miejsca. Kiedyś to miałem taki własnoręcznie zbudowany domek, który przewoziłem na dwóch rowerach, ale źli ludzie mi go zniszczyli i teraz sam muszę ciągnąć cały dobytek.
A dobytek pana Eugeniusza to resztki porwanej folii, plastikowe butelki, stare szmaty, koce i złom.
– Złom to można sprzedać i mieć z tego pieniądze, za które kupuje się jedzenie – twierdzi Eugeniusz Chlewicki. – Oprócz tego znajduje rożne przedmioty, które naprawiam i też sprzedaje. Ogólnie mówiąc daje sobie radę. Mam tylko jedna prośbę, żeby mi nikt nie pomagał i nie dokuczał. Ja nikomu nie robię krzywdy, a że żyje trochę inaczej niż wszyscy to, co to, kogo obchodzi.
Po dłuższej rozmowie wręcz uderza szeroki zasób słów i niebywała inteligencja człowieka, który wygląda jak przedwojenny i do tego podrzędny kloszard.
– Moją pasją jest czytanie książek, a te zawsze można gdzieś znaleźć na śmietnikach – dodaje rozmówca.- Od czasu do czasu przejrzę też jakieś gazety, ale niech mnie pan nie pyta, kto teraz w Polsce rządzi i jaka partia jest przy władzy, bo mnie to zupełnie nie interesuje. Mnie interesuje to, żebym miał na wieczór drewno na ognisko, bo noce teraz są pierońsko zimne i herbatę, bo tę lubię pić najbardziej.
Eugeniusz Chlewicki jak sam twierdzi pochodzi z Gór Świętokrzyskich, ale, z jakiej miejscowości tego nie chce zdradzić.
– Nasze góry są piękne. To chyba najładniejszy teren w Polsce, a wiem, co mówię, bo byłem chyba już wszędzie – dodaje pan Eugeniusz. – Bywałem nad polskim morzem, w Zakopanem, pod Krakowem, Warszawą i tak mógłbym wyliczać w nieskończoność. Wszędzie dotarłem na własnych nogach i wszędzie imałem się rożnych zajęć, żeby tylko przeżyć. Nigdy nikomu nic nigdy nie ukradłem, a mimo to ludzie i tak mnie nie lubią, ale ludzie to tak ogólnie chyba nie przepadają za takimi dziwakami jak ja. Chociaż muszę powiedzieć, że tu gdzie teraz jestem to ludzie nawet dobrzy są i przyniosą od czasu do czasu coś do zjedzenia. Nie ma się, co martwić, bo już jest połowa stycznia także do wiosny coraz bliżej, a później będzie lato. Ciepłe cudowne lato i nie będę marzł nocami. Przetrwałem już niejednokrotnie noc, kiedy to temperatura spadała poniżej dwudziestu stopni. Zakładam wtedy dwie kufajki, jakąś kurtkę, potrójne spodnie i mnóstwo skarpet na nogi. Palę wysokie ognisko i jest mi ciepło. Ja to już chyba jestem tak zahartowany, że nigdy nie zmarznę. Nikomu niczego nie zazdroszczę. Jedni wybrali rodziny i kariery ja wybrałem życie włóczęgi i jest mi z tym dobrze.
Panem Eugeniuszem zainteresowali się funkcjonariusze Straży Miejskiej w Opatowie i pracownicy pomocy społecznej, jednak koczownik, który wędruje po Polsce od pół wieku żadnej pomocy nie chciał.
– Jest tylu ludzi naprawdę biednych to niech im pomagają. Ja biedny nie jestem, bo jestem wolny i to jest moje największego bogactwo – dodaje filozoficznie na koniec pan Eugeniusz.