TADEUSZ SZYPOWSKI „PÓŁ ŻARTEM, PÓŁ SERIO…”
Wernisaż 25 maja 2018 r., godz. 18.00
Kurator Wojtek Mazan
wystawa czynna do 29 czerwca
Biuro Wystaw Artystycznych
al. 3 Maja 6 III p.
Ostrowiec Świętokrzyski
Fragment wstępu do publikacji towarzyszącej wystawie:
Tadeusz Szypowski przez przeszło dwadzieścia lat tworzył rysunki satyryczne. Znamy Szypowskiego – malarza kontemplacyjnych obrazów olejnych i Szypowskiego – twórcę portretów i aktów wykonanych ekspresyjną kreską, dlatego to zdanie otwierające może wprawić w lekką konsternację. Co to za rysunki? Kiedy powstawały? Dlaczego ich nie znamy?
Mowa tu o rysunkach satyrycznych tworzonych przez ostrowieckiego artystę dla gazety hutniczej „Walczymy o stal” i publikowanych na jej łamach w rubryce „Pół żartem, pół serio…”. Przedstawiały one w krzywym zwierciadle życie ostrowieckiej huty i samego miasta. Były osobistym i często krytycznym komentarzem do rzeczywistości późnego PRL-u. Z drugiej strony wiele z tych rysunków, szczególnie te wytykające nieśmiertelne ludzkie wady i głupotę, pozostają aktualne do dziś i nadal śmieszą. Pomiędzy 1975 a 1986 Szypowski wypracował własny, łatwo rozpoznawalny styl rysownika. Z tego też okresu pochodzi większość jego rysunków, których ilość szła w setki, gdyż trzy lub cztery niezależne żarty rysunkowe zestawiał on w kolażową, dynamiczną kompozycję. Prawdopodobnie nie zachował się żaden oryginalny rysunek satyryczny Szypowskiego tworzony do rubryki „Pół żartem, pół serio…”. Sam autor nie przywiązywał do nich wagi, więc przepadły one w czeluściach redakcji. Nie mielibyśmy możliwości pośmiać się z nich ponownie, gdyby nie zostały one „wyciągnięte” z archiwalnych roczników gazety „Walczymy o stal”. Dotychczasowe wystawy Szypowskiego koncentrowały się na „czystej, niekomercyjnej, z potrzeby ducha tworzonej twórczości” i pomijały dokonania zawodowej działalności plastycznej Szypowskiego i twórczości powstającej jakby mimochodem na marginesie bieżących spraw – twórczości satyrycznej. Obecną wystawą i publikacją wypełniamy tę lukę.
Wojtek Mazan – kurator wystawy
Fragment wywiadu z Tadeuszem Szypowskim
Wojtek Mazan: Dużo rysunków ukazuje sytuacje z życia ostrowieckiej huty, tak wydziałów stricte hutniczych jak i biurowych. Ze wszystkich potrafi się pan śmiać. Śmieje się pan także ze służby zdrowia, kultury, życia towarzyskiego. Jak pan poznawał życie tak dużego zakładu? Czy przychodził pan tylko „do redakcji”, czy chodził po zakładzie i miał doświadczenia z pierwszej ręki?
Tadeusz Szypowski: Najczęściej zdarzenia znałem z opowieści, bo przecież nie było sposobu, żebym wszystkie te sytuacje widział. Dużo było takich zdarzeń, w których głupota ludzka podpadała pod humor. Na przykład na kolejowym facet włożył palec w wiatrak i mu obcięło. Jak tak można zrobić?! Pamiętam także inny moment, który nadawał się do humoru. Dyrektor huty Chrzanowski zawsze rano robił obchód. Pewnego razu spotkał faceta, który spał pod bramą. Dyrektor do niego: „Co wy tak śpicie?!” A ten odpowiada: „A bo, panie dyrektorze, na deszczyk się ma” (śmiech). W takim dużym zakładzie jak huta, a wówczas liczyła ona z osiemnaście tysięcy pracowników, to się zdarzała kupa takich leserów. Znałem takich, którzy wiecznie byli na zwolnieniach. Przykładali sobie pszczołę do nadgarstka, by ich ugryzła. Ręka delikwentowi puchła, a chirurg nie mógł stwierdzić co mu jest. A to była „operacja pszczółka” (śmiech). Albo był taki – a pamiętam go dobrze, bo rysowałem go w innej sytuacji – na wydziale mechanicznym, co sprzątał wióry. Razu pewnego patrzę, a jego wiezie do góry suwnica w wózku na tych wiórach metalowych. Przecież gdyby spadł, to by się zabił. Takie sytuacje nadawały się na humor, bo nie można było inaczej wyrazić ludzkiej głupoty. Po libacjach hutniczych było tyle tematów do rysowania, że sobie pan nie wyobraża. Niejeden przychodził i mi opowiadał, co się tam działo. To ja sobie wybierałem najśmieszniejszą sytuację i rysowałem.
Fragment tekstu Jacka Podsiadło „Siła kreski, potęga kropki”:
Tytuł rubryki „Pół żartem, pół serio” nie poraża oryginalnością, ale trafnie od-daje obraz świata w rysunkach Tadeusza Szypowskiego. Jest to świat pod wieloma względami podwójny. Za większością żartów rysunkowych stoją prawdziwe problemy, a nierzadko dramaty człowieka. Komizm nierzadko podszyty jest smutkiem. Niektóre obrazki nie potrzebują tekstu, na innych cały dowcip w tekście się zawiera. Tenże dowcip (nawet stricte rysunkowy) bywa jednocześnie metaforyczny i dosłowny. Jeśli rysunek zawiera jakąś „prawdę”, sprawdza się ona i w lokalnym światku Huty Nowotki, i w wymiarze uniwersalnym. Doraźne koncepty, nierozerwalnie związane z czasem w jakim powstały, po latach pokazują drugie dno i nic lub niewiele tracą z pierwotnej siły wyrazu. Kiedy oglądam w XXI w. rysunki Szypowskiego stworzone za PRL-u, ta ostatnia cecha frapuje mnie chyba najbardziej. Że dowcip uwolniony od realiów, których dotyczył, od szczegółu, który powołał go do życia, nie traci racji bytu, ale sprawdza się jako uogólnienie w nowych czasach. Oczywiście prawidło to nie w każdym przypadku znajduje zastosowanie, bo żeby zrozumieć dowcip z „Punktem sprzedaży petów papierosowych” trzeba wiedzieć, jaką wartość „przed pierwszym” potrafiły mieć długie niedopałki lekką ręką wyrzucane przez palaczy „po pierwszym”. Ale popatrzmy na rysunek, na którym odwrócony tyłem, ale widocznie zadowolony z siebie osiłek pręży plecy tak barczyste, że marynara na nim zdaje się trzeszczeć w szwach. „A to jest moja cała tajemnica sukcesu…” – zwierza się nam. Uosobienie człowieka sukcesu, bywalec siłowni i salonów, wyrośnięty japiszon, który poza tępą siłą i bezmyślną „przebojowością” nie potrzebuje niczego, żeby podbić świat. Mamy takich dzisiaj na pęczki. Dopiero po chwili, kiedy przypomina mi się szczególne znaczenie słowa „plecy” i kariera, jaką ono zrobiło w PRL-u, załapuję, na czym pierwotnie polegał dowcip i uświadamiam sobie, że chodzi jednak o bohatera z innej epoki, długo przed japiszonami. […]