Ma 37 lata, od kilku lat angażuje się w sprawy Ostrowca Świętokrzyskiego, menadżer kultury, absolwent Uniwersytety Jagiellońskiego, konsultant Narodowego Centrum Kultury, absolwent Szkoły Liderów Organizacji Pozarządowych (2008), na co dzień pracownik Muzeum Archeologicznego i Rezerwatu Krzemionki. Członek wielu Stowarzyszeń. Radny Rady Miasta Ostrowca Świętokrzyskiego i Radny Osiedla Pułanki. Kamil Stelmasik, bo o nim mowa, został absolwentem elitarnej Szkoły Liderów Politycznych.
Śledząc wydarzenia społeczne i polityczne w regionie oraz działalność niektórych radnych i osób publicznych w Internecie, nie dało się nie zauważyć postów na profilu Kamila Stelmasika. Zdjęcia z Premier Ewą Kopacz, wiceminister Obrony Narodowej Beatą Oczkowicz, prof. Magdaleną Środą, Januszem Palikotem, Jackiem Sasinem, Aleksandrem Kwaśniewskim, prof. Leszkiem Bugajem, dr Olgierdem Annusewiczem i wieloma innymi czołowymi postaciami polskiej polityki, publicystami i naukowcami.
Postanowiliśmy z nim o tym porozmawiać.
Jak to się stało, że znalazłeś się w tej szkole?
– To tak naprawdę moja druga przygoda ze Szkołą Liderów. Pierwszy raz uczestniczyłem w programie Szkoła Liderów Organizacji Pozarządowych w 2008 r. Szkoła została założona w 1994 przez prof. Zbigniewa Pełczyńskiego, profesora Uniwersytetu w Oxfordzie. Szkoła za cel stawia sobie zbudowanie kapitału społecznego, który jest nie tylko wartością samą w sobie, ale stanowi swojego rodzaju paliwo dla wszystkich pozostałych wyzwań rozwojowych, a kluczowym czynnikiem dla wzrostu kapitału społecznego jest właśnie liderstwo, które stanowi istotne narzędzie budowania kooperacji, więzi wzmacniających zaufanie, aktywności obywatelskiej, działań na rzecz dobra wspólnego. Szkoła Liderów czyni to od ponad 20 lat przygotowując i wyposażając swoich absolwentów w kompetencje tworzenia wizji, podejmowania ryzyka, działania w oparciu o długofalowe strategie, angażowania innych, tworzenia warunków do kooperacji wokół wspólnych celów i kreatywności. Jak twierdzą jej absolwenci, a jest ich ponad 800 w całej Polsce na przestrzeni tych 23 lat, że jest to szkoła przetrwania i coś w tym właściwie jest.
Jak, to, co przez to rozumiesz?
– Przede wszystkim czas trwania szkoły i rekrutacja. Zajęcia trwały przez dwa tygodnie i wzięło w nich udział 30 osób z całego kraju. Samo zakwalifikowanie się było połową sukcesu. Pierwszy etap obejmował zgłoszenie wraz z rekomendacją oraz opis dotychczasowych działalności i osiągnięć. Ci, którzy przeszli do drugiego etapu byli zaproszeni na rozmowę kwalifikacyjną do siedziby Szkoły Liderów na ul. Wiejską w Warszawie. Same zajęcia to już codzienny maraton. Trwały nieustannie od godz. 8 do 22, po czym uczestnicy do późnych godzin nocnych podsumowywali nabytą wiedzę i prowadzili gorące dyskusje na tematy społeczno-polityczne, a co niektórzy musieli się jeszcze w międzyczasie przygotowywać do debat oxfordzkich.
Nad czym więc debatowaliście?
– Debatowaliśmy przede wszystkim w stylu oxfordzkim, tj. w formie debaty, w której ścierają się strony propozycji i opozycji według ściśle określonych reguł. Każdej debacie przyglądał się prof. Pełczyński, który oceniał mówców. W takcie trwania Szkoły obyło się w sumie 7 debat, dotyczących osiągnięć polskiej młodej demokracji, rządów PO, podatku liniowego, polityki zagranicznej wobec Rosji, podejmowaliśmy również kwestię chrześcijańskich uchodźców z Syrii i tego czy powinno się wzmocnić rolę radnego miejskiego. Celem debat była zmiana standardów prowadzenia dyskusji w życiu politycznym w Polsce. Obecnie charakteryzuje się ona populizmem, emocjami i brakiem merytoryki. Bez głębszej refleksji podchodzimy do tego jakie poglądy ma nasz oponent, nie zastanawiamy się też na źródłem naszych poglądów i konsekwencjami ich afiszowania. Według mnie mają one dwa źródła: wynosimy je z domu, albo formułujemy je z tego, co podają nam media. Można przecież inaczej. Można szukać wiedzy wypracowując swoje własne stanowisko, umieć dyskutować, umieć słuchać i umieć argumentować. Pomimo ogromnych różnic światopoglądowych, umiejętność debatowania i słuchania sprawiła, że 30 skrajnych indywidualistów znalazło wspólny język i potrafili się dogadać.
-Na swoim profilu zamieszczałeś wiele zdjęć i komentarzy. Mieliście spotkania z wieloma politykami i naukowcami. Co tak naprawdę dała ci ta Szkoła?
– Tak, to prawda. Codziennie gościli u nas znani politycy, publicyści i naukowcy. Warto myślę wymienić tylko kilku, z którymi rozmowy i spotkania najbardziej utkwiły mi w pamięci. Już pierwszego dnia, na inauguracji Szkoły mieliśmy okazję spotkać się z: Pawłem Poncyliuszem, Rafałem Grupińskim, Barbarą Nowacką czy Krzysztofem Gawkowskim. Kilka dni później gościliśmy w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów u Premier Ewy Kopacz. Tego samego dnia spotkaliśmy się w MSZ z Grzegorzem Schetyną i w MON z wiceminister Beatą Oczkowicz i generałem Mirosławem Różańskim. Inne ważniejsze spotkania, wykłady i dyskusje odbyły się z Aleksandrem Kwaśniewskim, Januszem Palikotem, Jackiem Sasinem, dr Olgierdem Annusewiczem, prof. Leszkiem Bugajem i prof. Elżbietą Mączyńską, prof. Markiem Chmajem, dr Adamem Bodnarem i jeszcze kilkoma innymi. Dało się zauważyć, że w kontakcie bezpośrednim są zupełnie inni osobami niż pokazuje ich nam czasami telewizja.
W codziennych zajęciach, dyskutowaliśmy czy to bezpośrednio na warsztatach, konwersatoriach czy po grach out doorowych tak naprawdę tematy istotne dla Polski tu i teraz, jak energetyka, gospodarka, ochrony środowiska, kultura i edukacja. A wszystko to często z globalną perspektywą wśród 30 osób o bardzo różnych poglądach. Wśród przedstawicieli partii tych mocno osadzonych w życiu politycznym kraju jak i tych nowych, powstających zarówno z lewej jak i z prawej strony sceny politycznej oraz ruchów miejskich, które dały o sobie znać podczas ostatnich wyborów samorządowych. Wiesz, to był tak naprawdę tygiel myśli, poglądów i postaw. Przygotowując się merytorycznie do debat oxfordzkich, poznając się bliżej i poznając nawzajem, zgodnie uznaliśmy, że można się „pięknie różnić”. Chciałbym, życzyłbym tego sobie i wszystkim na różnych szczeblach władzy, ale przede wszystkim od tej najniższej samorządowej, byśmy potrafili prowadzić dyskusje na wysokim poziomie, na argumenty, a nie ze względu na partyjne czy kolesiowskie układy. Błędem jest szufladkowanie ludzi ze względu na ich przynależność partyjną czy poglądy. Zupełnie się nie słuchamy, nie słuchamy z uwagą tego, co oponent ma do powiedzenia. W polityce najważniejszy jest człowiek i działanie na jego rzecz, na rzecz społeczności, w której się mieszka i działa. Dlatego bezwzględnie jestem za zmianą życia politycznego w Polsce, za zmianą standardów dyskursu i poziomu na jakim rozmawiają i działają politycy szczebla krajowego jak i lokalnego. To dobrze, że już teraz dokonuje się ta zmiana. Myślę, że będzie widoczna w najbliższych wyborach parlamentarnych za sprawą młodego pokolenia, które siłą rzeczy musi wejść na scenę polityczną. Zmiana ta w pewnym sensie dokonała się w ostatnich wyborach samorządowych. A jak wiemy zmiany idą od dołu ku górze.
Dziękuje za rozmowę